Rolex Frankenwatches: Mit czy Rzeczywistość? Opowieść o Składakach, Pasji i Granicach Kolekcjonerstwa

Frankenwatches Rolex – mit czy rzeczywistość? Opowieść pełna pasji i kontrowersji

Pewnego dnia, siedząc w zatłoczonym warsztacie na ulicy Długiej, mój kolega Jan pokazał mi coś, co od razu zwróciło moją uwagę. To był zegarek, który na pierwszy rzut oka wyglądał na klasycznego Submarinera z lat 70., ale coś w nim nie grało. Po dokładniejszym przyjrzeniu się okazało się, że to Frankenwatch – zegarek, który zbudowano z części różnych modeli i różnych epok. W tym momencie zrodziło się we mnie pytanie, które od lat dzieli kolekcjonerów i pasjonatów: czy takie składanki to oszustwo, czy może kreatywna pasja? W tym artykule spróbuję zgłębić ten temat, bo wokół Frankenwatches Rolex narosło sporo mitów, ale i ciekawych historii. Niektóre z nich wywołują podziw, inne – krytykę, a jeszcze inne – zwykłe zdziwienie, bo przecież każdy zegarek z charakterem musi mieć swoją historię.

Czym tak naprawdę są Frankenwatches i skąd się wzięły?

Na pierwszy rzut oka, Frankenwatch to po prostu zegarek, który nie jest w pełni oryginalny. To mieszanka – koperta z jednego modelu, mechanizm z innego, tarcza z jeszcze innego, a czasem nawet wskazówki z różnych lat. Takie zegarki powstawały od dawna, bo dla wielu kolekcjonerów i entuzjastów to świetny sposób na personalizację i wyrażenie siebie. Jednak w branży zegarmistrzowskiej terminy „kicz” i „kreatywność” często idą w parze. Niektórzy widzą Frankenwatches jako niechlubne oszustwo, które zniekształca historię i wartość oryginalnego produktu. Inni natomiast uważają, że to forma sztuki, eksperyment, a nawet sposób na ocalenie od zapomnienia modeli, które już dawno przestały być dostępne na rynku. Skąd się wzięły? W latach 70. i 80., gdy dostęp do oryginalnych części był ograniczony, a pasjonaci nie mieli jeszcze tak łatwego dostępu do internetu, tworzenie „składaków” było często koniecznością. Dziś, choć rynek obszernił się w dostępne części, Frankenwatches nadal mają swoich wiernych fanów, bo przecież każdy lubi odrobinę szaleństwa i unikalności.

Techniczne niuanse: jak rozpoznać Frankenwatches?

To, co odróżnia Frankenwatches od oryginału, wymaga nie lada wiedzy. Zaczynam od najprostszych wskazówek – czcionki na tarczy, które często różnią się od tych stosowanych w oryginalnych modelach. Na przykład, logo Rolex na kopertach z lat 70. ma inną szlifowaną czcionkę niż te z lat 90. Warto też zwrócić uwagę na numery seryjne i referencje. W oryginale, każdy model miał unikalny numer, który można sprawdzić w katalogach lub bazach danych. Jeśli numer na kopercie i mechanizmie się nie zgadza, albo są wyraźne ślady wymiany, to znak, że coś jest nie tak. Innym kluczem jest mechanizm – Rolex słynie z precyzji, więc mechanizmy z różnych modeli, np. kaliber 1570 i 3135, mają wyraźne różnice w budowie i oznaczeniach. Warto mieć pod ręką specjalistyczny mikroskop albo choćby dobre powiększenie, bo detale na mechanizmie mogą zdradzić, czy to oryginał, czy składanka. Dodatkowo, koperty i bransoletki mają charakterystyczne ślady polerowania – często widać, czy ktoś próbował odnowić zegarek, czy też w tym przypadku mamy do czynienia z poważniejszą modyfikacją. To wszystko wymaga od zegarmistrza dużej wiedzy i doświadczenia.

Osobiste historie i ich ludzkie oblicze

Przez lata spotkałem na swojej drodze wiele osób, które miały swoje własne powody, by sięgnąć po Frankenwatches. Kasia, kolekcjonerka z Krakowa, opowiadała mi, że jej ojciec od lat miał sentyment do modelu Submariner 1680, który w latach 80. był dla nich symbolem wolności. Kiedy zegarek się zepsuł, zamiast szukać oryginału, postanowili zbudować własnego Frankenwatches, korzystając z części, które udało się odnaleźć na aukcjach i w sklepach z używanymi częściami. Dla nich to była forma hołdu i wyraz pasji, a nie oszustwo. Z kolei inny kolekcjoner, pan Jan, próbował sprzedać na aukcji w Genewie swojego Frankenwatches jako oryginalnego modelu z rzadkiego rocznika – i osiągnął wysoką cenę. Czy to był oszustwo? Nie, raczej gra na emocjach i wiedza o tym, że taki zegarek ma unikalną historię, choć nie do końca zgodną z faktami. Spotkałem też zegarmistrza, który specjalizuje się w naprawie Frankenwatches. Twierdzi, że czasem to wyzwanie, bo części aftermarketowe mogą być trudne do rozpoznania, a ich jakość bywa różna. To świat pełen osobistych historii, sentymentu i… czasem odrobiny szaleństwa.

Wzrost popularności i przyszłość kolekcjonerstwa Rolexów

Obserwując rynek, nie sposób nie zauważyć, że moda na modyfikacje zegarków rośnie. W mediach społecznościowych pojawiają się grupy, gdzie ludzie chwalą się swoimi unikalnymi Frankenwatches, a firmy oferują coraz bardziej zaawansowane usługi customizacji. Z jednej strony to świetne, bo poszerza to granice kreatywności, z drugiej – wzbudza pytania o autentyczność i wartość. Rynek wtórny części zamiennych rozwija się w zawrotnym tempie, a niektóre firmy produkują specjalistyczne elementy, które jeszcze kilka lat temu były dostępne tylko dla zegarmistrzowskich elit. Warto jednak pamiętać, że z punktu widzenia kolekcjonera, oryginalność to często klucz do wartości i dziedzictwa. Czy Frankenwatches mają przyszłość? Myślę, że tak, szczególnie dla tych, którzy traktują zegarek jako wyraz siebie, a nie tylko inwestycję. Jednak dla purystów, którzy swoje zegarki widzą jako bezwzględne świadectwo historii i rzemiosła, granica między pasją a oszustwem jest bardzo cienka.

Na koniec warto zadać sobie pytanie: czy to, co tworzymy, ma być piękne i unikalne, czy ma służyć wyłącznie jako symbol autentyczności? Może najważniejsze jest, abyśmy szanowali historię i rzemiosło, ale jednocześnie nie zamykali się na własną kreatywność. Bo w końcu – Frankenwatches to nie tylko składanka z części, to odzwierciedlenie pasji, wyobraźni i czasem odrobiny szaleństwa, które czyni świat zegarków tak fascynującym. A czy Ty, czytelniku, masz swoje ulubione historie związane z tymi zegarkami? Może to właśnie Twoja własna opowieść zbudowana z kawałków przeszłości i przyszłości.

Ireneusz Woźniak

O Autorze

Cześć! Jestem Ireneusz Woźniak, właściciel lombardu w Rzeszowie i pasjonat świata przedmiotów wartościowych. Od lat zajmuję się profesjonalną wyceną złota, biżuterii, zegarków luksusowych oraz antyków, zdobywając doświadczenie, którym dzielę się na tym blogu. Moja przygoda z lombardnictwem rozpoczęła się z fascynacji historią i wartością przedmiotów, które codziennie przewijają się przez moje ręce.

Prowadzę blog lombardrzeszow.pl, aby dzielić się wiedzą praktyczną z mieszkańcami Rzeszowa i Podkarpacia, ale również z wszystkimi, którzy interesują się światem inwestycji w złoto, luksusowe zegarki czy przedmioty kolekcjonerskie. Wierzę, że każdy zasługuje na rzetelną informację o tym, jak rozpoznać autentyczne przedmioty, jak dbać o biżuterię, czy jak mądrze inwestować w kruszce.

Moja misja to edukacja i budowanie zaufania w branży, która często otoczona jest mitami. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu potrafię w przystępny sposób wyjaśnić skomplikowane zagadnienia rynkowe, podzielić się ciekawostkami ze świata luksusowych marek i doradzić w trudnych decyzjach inwestycyjnych. Każdy artykuł to połączenie mojej ekspertyzy z pasją do odkrywania fascynujących historii stojących za przedmiotami, które często mają więcej wartości niż tylko finansową.